Przygoda z wyoblaniem

DSC06805

Zatytułowałem „przygoda z wyoblaniem” – ponieważ jest to dla mnie kolejne doświadczenie w pasji, które jest częścią mojej drogi a nie jej celem  . Dzisiaj już wiem, że wiele okoliczności ( drogowskazów ) zawsze mi gdzieś tą przygodę podsuwało. Gdzieś wcześniej na stronie opisuję jak budowałem replikę niemieckiego ( drugo-wojennego ) granatnika I.Gr.W-36 – 50 mm. W granatniku jest małe, metalowe pudełko, na podstawie w którym przechowywana była główka szczotki do czyszczenia lufy. Po za ciekawością , był to główny powód „liźnięcia” przeze mnie dziedziny obróbki metalu – wyoblania. W pierwszych dwóch replikach, jedyne co mi przyszło do głowy to wykonać takie pudełka – wyginając, tnąc blachę i łącząc spawem a potem szfifowanie. Tak też zrobiłem ale nie byłem z tego zadowolony.

O wyoblaniu w owym czasie jedynie słyszałem jako o archaizmie jaki jest coraz mniej stosowany. Mój serdeczny kolega i mentor – Przemek Kuczkowski, szef firmy Allmetal w Sopocie opowiadał mi, że zaczynał tak swoją przygodę z metalem gdzieś w szopie kształtując klosze lamp jakie wyrabiał dla Cepelii. Trochę zobaczyłem na filmach w necie i w końcu się zebrałem aby spróbować. Przemek użyczył mi „drąg kształtujący” zwany kolokwialnie wyoblakiem oraz masę wskazówek jak zacząć. W późniejszym czasie dowiedziałem się, że na ulicy gdzie jest firma Przemka, w latach 80/90tych wyoblało więcej zakładów. Nie będę tu opisywał co to jest wyoblanie i jak to się robi – nie to chcę opowiedzieć.

Tokarka TUC-40 zwana Mućka jest, zatem do dzieła. Wytoczyłem formę kształtową docelowego pudełka FI-50 mm a potem czekała mnie robota pasującej zakrywki. Wyciąłem hurtowo 10 kółek z blachy 1 mm, teraz nie wiem czy z głębokotłocznej bo użyłem pierwszą lepszą jaka mi się nawinęła pod rękę w warsztacie. No i słusznie 10 krążków bo pierwsze 8 prób do kosza – jak nie 10. Zakładając docelowy kształt, wycinałem intuicyjnie średnicę uwzględniając zagięcie blachy na kopycie i jej wydłużenie przy „naciąganiu” i naddatek. Obroty 280 , trochę mydła na wirujący krążek, kij pod pachę i jechane. Chyba 12 albo 20sty krążek zaczął współpracować i tak wyszła dolna część pudełka. Pokrywka na drugim kopycie też wyszła i nawet idealnie pasowała.

Wszystko gra ale jakoś niefajnie pudełko się zamyka. Postanowiłem zrobić wybrzuszenie na obwodzie. Kolega Leszek kowal, jakoś niedawno pokazywał mi swoją krawędziarkę. Takie ręczne coś, do prac blacharskich. Pożyczyłem i dorobiłem do ustrojstwa dwa odpowiadające mi walce kształtowe i po dwóch próbach wyszło jak chciałem. Zawias wykonałem całkowicie ręcznie, pierwsze przynitowałem a następne zgrzałem. Wyszło tak fajnie, że samych pudełek wykonałem więcej niż potrzebowałem. Pierwsze zwędził Przemek i kilka też jakoś sobie chciała pójść – chyba bo „małe a cieszy”. Pozostałe przynitowałem do podstaw repliki granatnika. Oryginał posiadał jeszcze na pokrywce tego pudełka wytłoczone informacje dla „użytkownika” jak kręcić stabilizatorami granatnika …… ale tłocznictwo może następnym razem .


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

wydarzeniaPermalink

Comments are closed.