kuźnia „od niechcenia”?

DSC_8597

Dlaczego kuźnia od niechcenia – otóż gdyby nie przypadek to by została w Poznaniu skąd ją przywiozłem. Na początku 2013 roku mój kolega Sebastian zwany Mizer zadzwonił do mnie w pamięci jako że w Gostyniu na zlocie w 2012 wystawiałem się z kuźnią i polecił mi że ktoś w Poznaniu oferuje jakąś przenośną kuźnię polową -ale trzeba się z nim dogadać i sobie po nią przyjechać do Mizerii po odbiór.

Był to czas że na jedną już się szarpnąłem i z Grójca kolega Jędrula zabezpieczył mi taką jaką pożyczyłem właśnie na prezentację w 2012 w Gostyniu. Zatem dodatkowa myśl – po co mi dwie kuźnie polowe i tyle zachodu. Jakoś opracowałem marszrutę – co by za jednym zamachem zabrać całe żelastwo i ruszyłem na południe. Zapakowaliśmy dwie kuźnie do Almery i dosłownie telepiąc się na powrót jechaliśmy w stronę Gdańska.

Obie kuźnie były w nieciekawym stanie. Ta z Grójca miała popękaną kotlinkę i ogólnie była w opłakanym stanie a ta z Poznania nie rozkładała się jak powinna. Jako, że szykował się kolejny zlot w Gostyniu w 2013 – postanowiłem przynajmniej ta składaną wyremontować no i się zaczęło. Z każdym rozbitym nitem następny prosił się o rewizję. W ten sposób rozkułem na części pierwsze całą kuźnię. Przede wszystkim ukazała mi się zamalowana olejną farbą tabliczka – prawdopodobnie znamionowa. Telefon do kolegi konserwatora Remika – jak odzyskać to co nadrukowane bez straty i ukazał się napis, że mam do czynienia z kuźnią polową „Feldschmiede-shatullen M-6, 1912 – system Schaller ( Vien itd., )”

no i entuzjazm gotowy. Kuźnia polowa Austryjacka i to bez ingerencji w konstrukcję – ot leżała teraz sobie w mojej pracowni w oczekiwaniu na —- młot i dłuto. W ten oto sposób dostałem się do wszystkich łączeń metalu, które z racji czasu i pewnie warunków były w paskudnym stanie.

Kuźnia była kompletna – po wycentrowaniu kół, dotoczeniu zużytych osi itd. założyłem klasyczny pasek skórzany – jak w starych dobrych Singerach i zaczęła działać. Niestety jedna z nielicznych rzeczy nieoryginalnych – poza nitami, to dorabiane zawiasy pokryw – półek ale i to dało pożądany efekt bo wszystko zaczęło chodzić jak trzeba. Teraz malowanie i w trasę.

Kuźnia prezentowała i prezentuje się poprawnie pomijając jedną wadę – jak chcesz cug, trzeba pedałować i to bez przerwy i to na węglu drzewnym a nie koksie. Satysfakcja podwójna bo rarytas wiekowy a i oryginalny. Tabliczkę znamionową zachowałem do ew. zrekonstruowania duplikatu. Gostyń 2012, Dni Farenheita oraz rekonstrukcja w Sopocie na Łysej Górze – jak na razie należą do nielicznych udanych inauguracji „feldszmitki” – zobaczymy co czas pokaże.

 

realizacjePermalink

Comments are closed.