regeneracja napędu drezyny

zdj13

Tomek Drezyniarz – bo tak na Niego mówię, jest moim kolegą od dawna. Znamy się ze wspólnych działań w ruchu rekonstruktorów historycznych. Darzę Go wyjątkową sympatią i szacunkiem w ramach tzw. „pozytywnego świra”. Nie każdy na tym świecie może poszczycić się taką umiejętnością, że na swoją pasję czy „radochę” nie ładuje odłożonych pieniędzy a wręcz przeciwnie , potrafi z tego żyć i dodatkowo sobie takie „radochy” szukać w wszelakich dziedzinach życia.
Strona internetowa www.drezyny.pl jest doskonałą lekturą, jak można mieć wiecznie uśmiechniętą „michę” z własnej – niełatwej pracy. Przygoda za przygodą – a jak nie drezyny to czemu np. nie kupić autobusu i nie zrobić na niego prawo jazdy. Takiego zakładowego Jelcza – pamiętacie wyjazdy zakładowe na grzyby ? – oj się działo.
W jednej staruszce drezynie – pewnie jeszcze przedwojennej , napęd ręczny trochu wylatał na wszystkie strony. Tomek przywiózł mi worek elementów napędu, które wyglądały jakby czołg po nich przejechał oświadczając, że by jeździła dalej, ale pękła jedna dźwignia i już wszystko „nie abla”. Zabawa na kilka dni . Koło zębate – z resztą bardzo ładne – było za duże na moją Dziuńkę zatem skorzystałem z pomocy kolegi Przemka z Allmetalu , gdzie w osi rozwierciliśmy otwór pod nowy wałek główny. Wałek zrobiłem sam na swoich maszynach , podobnie jak tulejki i nowe dźwignie itp.
Napęd do tej drezyny był robiony przez kowala. Wałki , fasolki czy kliny, wszystko kute i chodziło osiowo !. Stare tulejki były wykonane z żeliwa. Żeliwo ma dużą zawartość węgla – zatem nadaje się do elementów ruchomych pracujących w trudnych warunkach. Ja zastosowałem materiał B101 , dorżnąłem rowki smarownicze i dodałem kalamitki. Poprzednie smarowanie to otwory grawitacyjne, gdzie motorniczy czy drezyniarz powinien latać z olejarką przed i po każdej jeździe – ale te zawsze się zapychały piachem.
Po zrobieniu całości doszedłem do wniosku , że dyszel pospawam z osiami na żywym organizmie po przykręceniu całości do ramy. Jak się ułoży , glutnę spawem a potem rozbiere i zachewtam na cacy !. Wyszło dobrze i wszystko działało jak należy. Tomek cały czas mi pomagał przy swojej maszynie a potem nie omieszkał dokonać testów na ulicy – ale stukot !. Ufff -obyło się bez ofiar śmiertelnych. Trochę mnie ochrzanił, że za dokładnie wykonałem regeneracje napędu – ale nie przypuszczałem, że cała drezyna wyglądała tak jak napęd na początku – jakby z czołgiem się zderzyła. Osie kół trudno było nazwać „osiami” a koła miały bicie w odchyłach ponad 10 mm , spoiny ramy chyba robiono techniką spawania „na gazie” a kolejne warstwy farby łuszczyły się jak na ławce parkowej.
Napęd zamontowaliśmy tak, żeby się nie wyrobił przez „wylataną” resztę. Po konsultacjach decyzja Tomka była taka, aby sezon drezyna przejeździła bez szaleństw, co by na jesień zregenerować resztę.
Niby to takie proste i toporne. Na złomie bym nawet na to nie spojrzał – ale z razu przypominam sobie Bolka i Lolka  korzystających w kilku odcinkach z takiej drezynki a także wyprawę Gustlika i Tomasza po wino i wurst w podziemiach na froncie. To właśnie się nazywa radocha ! – dla takich „staruszek” waśnie lubię swoje rzemiosło !. Te niezgrabnie połączone kątowniki mają większą duszę niż niejedna „fura” z salonu S klasy – a ja już się nie mogę doczekać – jak się sprawuje na torach.

realizacjePermalink

Comments are closed.