(…) Zbyszek toczy fajne głowice do swoich szabli a ja ciągle muszę mu płacić i czekać na wykonanie. Basta !, – kupię sobie tokarkę i jak on toczy, to w czym problem !. Tak się z reguły zaczyna ale często później szukamy wszędzie winnych chybionej inwestycji. Fakt – wszystko co robi człowiek mogę i ja, bo nie jestem kosmitą, zatem spokojnie dam radę. Nauczę się toczyć bo to bułka z masłem albo jak mam inne rzeczy na głowie a stać mnie na znalezienie i zatrudnienie tokarza to maszyna się zwróci. Jutro jadę do Henia, co ma tych maszyn w firmie od groma i powoli je sprzedaje (…) .
Przymierzając się do zakupu maszyny – obrabiarki, która ma pomóc zarabiać pieniądze, od właściciela małej firmy, w której służyła, trzeba pamiętać o jego sentymencie oraz wartości pomnożonej przez pryzmat przysługi, jaką dla niego wykonała. Taka sama maszyna w takim samym stanie technicznym, w skupie złomu czy po upadłości dużego przedsiębiorstwa będzie miała zupełnie inną wartość – tu na wagę a tu, na wagę pomnożyć w/w czynniki, pomniejszone o święty spokój zbywającego. Wzory matematyczne można sobie tu tworzyć i fajnie będzie jak się przydadzą w decyzji. Ale w żadnej książce wzorów nie ma a składowe wzoru każdy będzie miał inne do przełknięcia.
Dość istotnym czynnikiem – a mało widocznym przy sile chęci posiadania: już-zaraz, jest ocena użyteczności oferowanej obrabiarki. Same urządzenie, wystawiane na aukcjach czy komisach, nie jest w stanie wykonać nawet minimum oczekiwanych zadań ponieważ nie ma odpowiedniego wyposażenia.. Tak zwana „goła maszyna” to dopiero połowa sukcesu. Niezbędnych do pracy narzędzi skrawających – używanych, łatwo nie kupi się – ponieważ używa się takich do czasu ich przydatności, natomiast nowe nie są tanie, bo producenci też o tym wiedzą. Rozmaite przyrządy pomocnicze, pomiarowe, dające szerszy wachlarz możliwości maszyny – też można powkładać do tej „szuflady”. Jest tego – niekiedy druga ciężarówka transportu poza samą maszyną a częstokroć nie bierze się tego pod uwagę, jak się zaczyna przygodę z nową „zabawką”. Osobiście tego doświadczyłem i tylko to, że zaczynałem w czasach gdzie rozwiązywane przedsiębiorstwa nie miały czasu na sprzedaż detaliczną zatem zakup na kilogramy a czasem odzysk z zaprzyjaźnionego złomowca bywał po prostu przysłowiowym „złotym strzałem”. No i byłem młodszy i więcej ogarniałem niż teraz. To też się zmienia jak wszystko – nie jest to studnia bez dna.
Są wspaniałe przysłowia naszych ojców – „ mierz zamiary na siły” , „ z motyką na słońce” ale jest też takie np. „nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem” .
Pierwsza moja akcja z tokarką idealnie pasuje do tych przysłów. Od lat jak wchodziłem do zakładu naprawy urządzeń chłodniczych własności śp. ojca mojego kolegi, przechodziłem obok tokarki TUE-35 i wszystko dookoła niej się zmieniało tylko nie ona – bo stała sobie zakotwiczona w fundamencie a sama ważyła niecałe 1,5 tony. Była dla mnie wielka i straszna. Zawsze półżartem – półserio mówiłem do Marka lub Przemka ( synowie szefa ), że chciałbym tą tokarkę. W owym czasie wynajmowałem garaż w domku jednorodzinnym i tam dłubałem. Któregoś dnia, do mojej nory wpada Marek i mówi – „przeprowadzamy zakład – została tokarka, masz tydzień na jej zabranie bo…. Nie ma czasu „ no i się stało !. Akcja wręcz kosmiczna dla mnie ale wydłubałem z pomocą maszynę i na czas zrobienia miejsca w garażu postawiłem na zimę, zabezpieczoną na parkingu Asi i Tomasa w Sopocie. Zaczęło się kręcić . Pan parkingowy załatwił DTRkę i z rozrzewnieniem wspominał jak na takiej uczył się w szkole. Kierowca HDS oraz jego szef ze złomowca – stali się mi bliższymi znajomymi. A kumpel, który pomagał mi ją zsunąć do garażu – doznał olśnienia „ (…) na tej maszynie pracował mój ojciec w chłodnictwie na Zaspie”. Świat okazał się tu „mały”. Zanim odpaliłem pierwszy raz maszynę w tym garażu – minęły chyba 3 miesiące. Po prostu się jej bałem. Że mnie wkręci, że coś wybuchnie itp. Resztę kasy spłaciłem Markowi za maszynę, wykonując dla niego pracę właśnie na niej. Wymieniłem w niej łożyska w wrzecionie ustawiłem osiowość a prace na niej wykonywałem z dokładnościami do 0,01mm na krótkich odcinkach. Łoże wymagło szlifu ale ja nie nie szedłem w tym kierunku do moich potrzeb. Dzisiaj tokarka pracuje u Adama w kuźni – pracuje i służy. Podobne doświadczenia miałem z pierwszą frezarką – podobne , znaczy dużą ilość schodów do pokonania. Tu właśnie doświadczyłem tej nauki, że osprzęt to podstawa pracy i energia młodości czasem daje unieść takie przysłowia.
Innymi ważnymi składowymi wyboru są, geometria maszyny i wiedza użytkownika. Pierwsze to w skrócie pisząc – wykonanie obróbki dłuższego przedmiotu bez odchyłek w zakresie setnych milimetra a jeszcze prościej – zrobienie walca a nie stożka czy zrobienie liniału a nie grzebienia. Przyrządy pomiarowe do sprawdzania maszyny i wyrobu to jedno. Normy ( zakresy dopuszczalnych odchyłek ) dla rodzaju maszyny to drugie a wiedza jak to sprawdzić i potem wykorzystać przy pracy to jeszcze inna historia. W internecie jest to opisane ale nie zawsze wszystko i nie zawsze łatwo oddzielić ziarno od plewa na forach dyskusyjnych, gdzie kłócą się o wyższość kwadratowości kuli nad świętami wielkiej nocy. Ja korzystam z książek np. dla zasadniczych szkół zawodowych z lat 70-80 tych ale działam na konwencjonalnych maszynach. O obróbce CNC w tych latach nawet nie myślano opracowując te książki ale podstawy przydają się i tu i tu. Zatem do takich maszyn ta wiedza nie wystarczy. Wchodząc do każdego zakładu używałem bez wahania swojej ciekawości. Koniec języka za przewodnika. Czasem po prostu nie otrzymywałem odpowiedzi i chyba nauczyłem się wyczucia. No ale nie każdy ma potrzebę się pętać po różnych warsztatach, więc pozostaje wiedza akademicka, własne doświadczenie, praktyki, nauczyciel. W zakładzie mojego dobrego znajomego, jak wchodzę to jego pracownicy, widząc mnie krzyczą – uwaga !, uwaga ! (…) !. Krzyczą bo maszyny cicho nie pracują. Ale po chwili i tak każdy chętnie się dzieli doświadczeniami. Różne sztuczki bardzo mnie interesują i ciekawią jak młodego a Oni wiedzą, że im pieniędzy nie ubędzie przez zdradzanie tajemnic swojej pracy. Wyczuciem jest tu nieabsorbowanie – nierozpraszanie kogoś przy maszynie. Ma swoją robotę i nie ma płacone za nauki a o nieszczęście też łatwo. Więc tu trzeba używać wyczucia.
Dorzucę kolejny drobiazg – a mianowicie BHP . Dla wszystkich co nie lubią być pouczani przytoczę pewne hasło z zakładów pracy – „nie naprawiaj maszyny w biegu, bo będziesz dupę sobie podcierał łokciem”. Fajne ale niestety prawdziwe. Nikt tego nie wytrzepał z rękawa a tacy okaleczeni naprawdę istnieli i istnieją. Okaleczeni ale przez własną nieuwagę. Maszyna nie ma litości – po to jest maszyną aby być silniejszą i szybszą od możliwości człowieka. Potem można sobie dodawać – przez głupotę, przez ignorancję, przez niewiedzę ale co to ma już za znaczenie dla poszkodowanego. Czasu się nie da cofnąć a można jedynie ostrzec innych bo na takich właśnie nieszczęściach zbudowano działy BHP. Zatem, jeżeli jest jasno napisane – nie stój za plecami tokarza, nie pracuj przy wirującym wrzecionie w długich włosach, rękawach, rękawiczkach oraz 100 innych zaleceń – to tylko po to aby szef nie stracił firmy a ty ręki właśnie przez te historie jakie wymieniłem. Tu niezbędna jest akademicka wiedza bo doświadczenie kosztuje tu czasem życie.
Nie napiszę tu wywodu jaką tokarkę najlepiej kupić – bo każdy ma inne oczekiwania i potrzeby. Wybór należy dokonać odkładając entuzjazm i inne emocje do szuflady. Czynniki jakie należy brać pod uwagę – jest ich dużo. Wymienię tylko kilka – czy maszyna potrzebuje certyfikaty – tzw. paszport, jakie gabaryty chcesz obrabiać ( długości, średnice ), jakie dokładności chcesz uzyskiwać, w jakich warunkach maszyna ma pracować, ile czasu dziennie maszyna ma pracować, jaki hałas i wibracje emituje, jakie masz doświadczenie i możliwości oprzyrządować maszynę i potem jeszcze dodać naście innych i można startować do wyboru. Moje doświadczenia były takie, że „nie zawsze było święto”. Wielokrotnie musiałem maszyny kalibrować, poprawiać modyfikacje poprzedników ale każda godzina poświęconej na to, pracy też kosztuje i tu były te chwile w których śmiało mogę napisać, że się przejechałem jak Zabłocki na mydle. Po za rynkiem wtórnym, kłaniają się ogólnodostępne obrabiarki sprowadzane z krajów gdzie produkcja takich jest (…) jeszcze opłacalna. Nowa, taka maszyna jest tylko dla tego dopuszczona do sprzedaży, ponieważ jej parametry są wystarczające do norm jakie obowiązywały i obowiązują a producent nie zakłada, że wnuki nabywcy mają z jej sprzedaży ustawić się w życiu. Ma wykonać swoje zadanie i to wystarcza. Kwitując – nie dowiesz się od nikogo w 100% jaka maszyna jest ci dedykowana. Pozostały procent musisz wziąć na barki i przyjąć odpowiedzialność za swoją decyzję. Stajesz też przed późniejszym wyborem oceny inwestycji – oszukali mnie albo dałem się oszukać. Tak czy inaczej , życzę powodzenia !.
PS. na zdjęciach przedstawiłem między innymi, moje zmagania z tokarką TUM-25B . Pojawiło się tych obrabiarek trochę na rynku wtórnym. Maszyn już nie produkują. Chciałem zaoszczędzić na zakupie no i – skrzynia biegów okazała się z wyrobionymi zębami i łożyskami . Geometria łoża była dla mnie dopuszczalna – pomierzyłem przed zakupem. Cena była odpowiednia do zakupu ale…. za czas poświęcony na uzdatnienie maszyny do swoich oczekiwań dziś mógłbym kupić nową obrabiarkę tego typu. Może tak a może nie. Skrzynia złożona a teraz poskrobię łoże – sadzę angielską kolega Adam używa jako pigment do farb w malarstwie a liniał traserski kiedyś zdobyłem i teraz wykorzystam. Zabawy co niemiara…. Chłopaki to wieczne dzieci – tylko im zabawki drożeją.