Specjaliści najmujący się rowerami, jak oglądają te zdjęcia to być może za głowę się łapią na zasadzie „trzeba było” – „powinno się”….. ale nie jest to dla mnie powód abym się wstydził swojej pracy i o niej nie wspomniał. Nigdy wcześniej nie zajmowałem się takimi „renowacjami” i nie mam żadnego doświadczenia z rowerami a zwłaszcza starymi. Zadowolony jestem z swojej pracy z kilku powodów. Po pierwsze – prace wykonałem zgodnie z normami pracowni HACY – a szef tu jest surowy !. Po drugie wywiązałem się z roboty w terminie. No i po trzecie – odbiorca wyszedł dobrowolnie, bezpiecznie i z uśmiechem na twarzy.
Rower Bauer – niewiele o nich wiedziałem i nadal niewiele wiem. Trochę poznałem ich budowę na zasadzie – co autor miał na myśli. Były produkowane przed wojną na potrzeby sprawniejszego przemieszczania się niż piechotą i pewnikiem zyskały na atrakcyjności jako najtańszy środek lokomocji – nie wymagający w dodatku karmienia. Solidność konstrukcji też decydowała o atrakcyjności w czasie gdzie możliwości i warsztaty rzemieślnicze nie był tak popularne jak dzisiaj.Jakość wykonania takiego sprzętu w owym czasie – decydowała również o przyszłości wykonawcy. Z racji tego, że rower Bauer jest ceniony do dzisiaj no i sprawny – wykonawca spełnił swoja powinność na medal.
Przyjąłem rower z dużym zapasem czasu – a właściwie bezę roweru na jakiej w latach 80-tych ojciec zleceniodawcy się przemieszczał. Zadaniem było wykonać z tego cacko w wybranym kolorze – na prezent dla właściciela na jego jego 80-tkę. Tu tez bardziej od zysku liczyło się dla mnie to, że ma to być dla ojca mojego serdecznego kolegi. Skontaktowałem się z „Czoperem” jaki zajmuje się takimi renowacjami i po konsultacjach, zabezpieczyłem sobie możliwość ratunku ale dałem radę. Czoper – Maciek pomógł mi na początku zidentyfikować markę i poszukał nawet dostępne takie rowery w internecie. Kupiłem zatem cały jeden – i przyszedł kurierem jako baza części.
Nie mogłem zrozumieć dlaczego sprzedający zaznaczył , że wysyła mi damkę ponieważ męski już sprzedał a ze zdjęć ( konstrukcji ) wyglądały tak samo. Tu moja pierwsza nauka. Damka w owych czasach nie różniła się kształtem ramy jak współcześnie. Kobiety kiedyś chodziły w sukniach a nie spodniach – aby sobie takiej nie wkręcić w łańcuch szprychy tylnego koła były zabezpieczane linkami idącymi od błotnika do mocowania osi piasty. Zawsze to gdzieś widziałem ale nigdy się nad tym nie zastanowiłem a teraz jestem o ten drobiazg mądrzejszy.
Jako, że w błotniku zostały otwory – postanowiłem je zamarkować , przeciągając wzdłuż ciemny sznurek. Prezent ma być dla faceta – a nuż kolega z podwórka Go zauważy i wyśmieje – to i ja będę miał przerąbane.
Kolejna heca – postanowiłem wymienić wszystkie skorodowane nakrętki i odkręcając wywalałem stare automatycznie do kosza ze złomem. Jak przyszedł dzień składania roweru, to dziękowałem sobie, że nie wywaliłem złomu….. metryczne gwinty nie pasowały. Zatem dzień spędziłem na grzebaniu w hałdzie złomu w poszukiwaniu tego co wywaliłem. Rower Bauer – pewnie i inne z tego okresu, wszystkie gwinty miały calowe mało tego drobnozwojowe. To akurat sprawa dla mnie oczywista. W przemyśle zawsze stosowano drobne gwinty aby śruby łatwo się nie luzowały przy drganiach maszyny.
Postanowiłem oczyścić i pochromować szprychy ale w końcu zdecydowałem się dobrać z internetu. Lakier akrylowy – samochodowy. Błotniki od wewnątrz pokryłem barankiem a elektrykę pomagał mi uruchomić Thomas bo do Wałęsy nie mogłem się dodzwonić. Wielkie podziękowania dla Sławka Rancho z Przymorza. Zatem zdałem rower z nieoryginalnymi szprychami, oponami, siodełkiem ( bo z jakiegoś innego dobrałem ) i dętkami.
Piszę to aby się pochwalić pracą – a czemu nie – ale też jako przestrogę. Podszedłem do sprawy jak chojrak – na zasadzie „co, ja nie dam rady !?”. Gdyby nie okoliczności to bym odmówił a to mi nie potrzebne.