M-72 – moja Emilka i inne

zdj1

Mój kolega Diabeł, lub jak kto woli Banan z Oliwy, w swojej “Obórce” składał kolejną Emkę. Prace szły mozolnie a ja czasem przyglądałem się im, bez specjalnych emocji. Był to koniec roku 1999. Wcześniej,  nigdy nie miałem uprawnień na jazdę motocyklem i może kilka razy przejechałem się MZ-tką na tzw. prostej. Do głowy mi nie przychodził nawet zapał do takiego “sportu”  a tu nagle…. .
Emke kupiłem od Diabła i potem dokompletowałem wózek boczny. Pierwsze jazdy były komiczne. Jak ze znajomymi – starymi wyjadaczami motocykli – pojechaliśmy na wycieczkę za Gdańsk – ponad 150 km, po dojechaniu na zlot “popisowo” wjechałem w biesiadną ławkę. Wszyscy mieli dobry ubaw – a ja po prostu pogubiłem się w manetkach… . Później, po dołączeniu gondoli – przy prędkości 5km/h nie byłem w stanie skręcić na stację benzynową i o mało co wjechałem w słup. Dzisiaj czuję się pewnie na mojej Emilce ale np.. ścigacza nie dosiadałem i nawet mnie to nie kręci.
Po zakupie Emilki, rozłożyłem ją na czynniki pierwsze. Ponieważ silnik nie budził zastrzeżeń, nie ruszałem go. Ramę i blachy wypiaskowałem i z pomocą kolegi Julka pomalowałem całość jak należy. Postanowiłem Emilce nadać kolor “panzergrau” – ale nie oszukiwać, że to BMW. Od początku uznałem bez wstydu, że to radziecka maszyna i wymyśliłem taki myk: “za Niemca” sowieci malowali sprzęty tym co mieli. Jak nie farbą z “lendliza” to np. trofiejną od Niemiaszków. Zatem motocykl jest radziecki – wojenny. Druga strona  – z daleka nie widać co to jedzie, a że ma kolory panzergrau – może grać role w rekonstrukcjach niemieckich !.  Tak też jeżdżę do dziś i zawsze podkreślam, że to radziecka Emka w „trofiejnych” barwach.
Diabeł silnik wyposażył w instalacje 12V. Prądnica od Fiata 126p – raz, że wyła jak szlifierka kątowa , dwa, że non stop się “paliła” – to znaczy sekcje się odlutowywały od komutatora. Po jakimś czasie poradziłem sobie i z tymi problemami.
Nie będę się rozpisywał nad mądrościami i techniką motoryzacji M-72. Obecna wiedza w Internecie jest wystarczająco przepełniona cennymi uwagami – jak i gusłami i zabobonami. Uważam, że praktyka  w połączeniu z weryfikacją wiadomości – to dobra droga do własnego doświadczenia. Zatem zanim tępo zastosujesz się do porad – zweryfikuj je kilka razy !. No i okrutne przysłowie – “jak się nie przewrócisz to i Jan nie będzie umiał”.
W roku 2008 doznałem olśnienia :o ) i w mojej Emilce wymieniłem wszystkie śruby imbusowe, zastępując je sześciokątnymi, gdzie nawet cechy szlifowałem. Wymieniłem wszystkie “trytki” – czyli plastykowe opaski zaciskowe. Całą instalację elektryczna oplotłem taśmą z czarnego materiału i wymieniłem wszystkie “bajery” jakie nie powinny być tożsame z rekonstrukcją okresu II WW. Teraz uważam, że motor może być  “w miarę” godnym rekwizytem wybranej rekonstrukcji historycznej II WW.
W zasadzie nie ma teraz usterki z jaką bym sobie nie poradził w swojej Emilce czy w “sprzętach” jakie podejmuje się “ożywiać”.  Nie mniej jednak, co maszyna to inne pomysły kolejnego majstra. Zatem naprawa czy budowa takich “maszyn” to coś w rodzaju nauki i kolejnych doświadczeń. Przynajmniej nie jest to “katalogowa” monotonia – a to mnie kręci !.

realizacjePermalink

Comments are closed.